KalendarzRolników.pl
PARTNERZY PORTALU
  • Partner serwisu Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego
  • Partner serwisu Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie
  • ODR Bratoszewice
  • Narodowy Instytut Wolności
  • Partner serwisu Krajowa Rada Izb Rolniczych

WYSZUKIWARKA

"Radość, której doświadczyłam" - świadectwo Alfredy Walkowskiej

Opublikowano 20.12.2019 r.
Był rok 1992. Chorowałam. Od wielu lat cierpiałam, a pomoc, jaką otrzymywałam, była jedynie doraźna, zwykłe uśmierzanie bólu. Koncentrowałam się na tym, by nauczyć się żyć z tą słabością, z bólem. Modlitwy kierowane do Boga zawierały prośbę o potrzebne siły, by unieść słabości, bym mogła wypełniać swoje obowiązki, o siły potrzebne, by to podarowane mi życie przeżywać zgodnie z wolą Bożą. 

Byłam matką. Córka Kasia miała już 6 lat, a Lidia właśnie się urodziła. Radość wielka, największa chyba... Cieszyłam się niezmiernie, wdzięczna byłam Bogu za dar macierzyństwa. Lidia każdego dnia rosła, pięknie się rozwijała. A ja -  mama - byłam coraz słabsza, coraz mniej mogłam, sama potrzebowałam pomocy. Mieszkałam wtedy już od wielu lat w Niemczech. Nie było przy mnie rodziny, bliskich, na których zawsze można by liczyć. 

Przyznaję, że szukając rozumienia tego, co się dzieje i prosząc o siły, sama niejako „ograniczałam” Boga, który może przecież wszystko, do obszarów wnętrza, ducha. A co z fizycznością? – to mniej ważne, to nieważne nawet, to trzeba znosić, godzić się, przyjmować, trzeba nieść Krzyż. Nadal tak myślę, ale… Wielkie „ale”. Doświadczałam wtedy też innych kłopotów, trudności było wiele i coraz więcej, a  ja niosłam, godziłam się i stawałam się cierpiętnicą. Miałam wrażenie, że zbliżam się do jakiejś granicy, doświadczałam niemożności prostego, codziennego funkcjonowania, a przecież miałam małe dzieci, które mnie potrzebowały...
W czerwcu w dorocznej tradycji organizowana była pielgrzymka do sanktuarium maryjnego w Neviges. Sześcioletnia Kasia, czteromiesięczna Lidia w wózku i ja z trudnością poruszająca się, w bólu, ale zdecydowana, aby iść pieszo 50 kilometrów - do Boga, do Jego Matki, by prosić o pomoc, o radę, jak dalej żyć...

Po drodze były krótkie przystanki. Można było złapać trochę oddechu. Ja, taka siłaczka, w którymś momencie musiałam uznać, że nie dam rady, nie byłam w stanie uczynić kolejnego kroku. Właśnie wtedy,  oddając wszystko Bogu, po raz pierwszy poprosiłam o siły fizyczne, o zdrowie ciała. „Boże, Ty możesz wszystko, pomóż mi, obdaruj zdrowiem! Matko Boża, do Ciebie idę, jesteś też moją Matką, poproś, abym doszła do Ciebie!”. Wstałam, mogłam iść dalej. Wchodziłam do świątyni drżąca cała, ale radosna. Szczęśliwa, ze łzami w oczach ofiarowywałam Matce Bożej moje dzieci, moje życie z całym bagażem. Potrafiłam wtedy mocą Bożą oddać wszystko, do końca zawierzyć. Piękno, radość, pokój, ufność – tym zostałam nakarmiona. 
Radość, jaką zostałam obdarowana, promieniowała na zewnątrz. Ludzie zwracali na to uwagę i pytali o przyczynę. Z uśmiechem opowiadałam o pięknej Maryi i o pięknym Bogu.

Już następnego dnia rano zadzwonił telefon. Ewa zapytała mnie, czy słyszałam o św. Hildegardzie i jej medycynie? Nie słyszałam, ale w tym momencie, natychmiast, całym sercem zapragnęłam usłyszeć. Mieszkałam przy wielkim uniwersytecie z bardzo dobrze wyposażoną biblioteką. Zaczęłam wyszukiwać księgi o Hildegardzie. Czytałam.  W księgarni znalazłam „Handbuch der Hildegard - Medizin” („Podręcznik medycyny Hildegardy”) dr. Herzki. To było to! To była Boża propozycja na zdrowe życie! To była Boża odpowiedź na moją prośbę o zdrowie. To był uśmiech Matki Bożej. To było Boże obdarowanie. Doświadczyłam oczarowania Bogiem i św. Hildegardą, doświadczyłam pełnej fascynacji. Wiedziałam: chcę tego. Zaczytywałam się w Hildegardzie. Towarzyszyło mi zadziwienie wielkością, niedowierzanie, że jedna święta kobieta potrafiła ogarnąć i wyjaśniać wszystko. Ona o wszystkim napisała, tłumaczyła, wiedziała, jak pomóc. W  swojej wielkości była taka prosta, czytelna. Hildegarda mówiła do mnie, a ja rozumiałam każde słowo.

Doświadczałam pomocy, doświadczałam rozumienia tego, co było dotąd niezrozumiałe, dowiadywałam się o rzeczach dotąd nieznanych. Myślałam: „to musi być przekazane ludziom”. Zaczęłam opowiadać innym o Hildegardzie, pomagać tym, którzy tego potrzebowali, nastawałam „w porę i nie w porę”. I zdrowiałam. Wszystkie kłopoty zdrowotne w rodzinie były rozwiązywane wyłącznie hildegardowo. Zachwyt nie mijał. 

Do Polski przywiozłam zboże orkiszu, aby wysiać go na ojczystej ziemi, aby moja rodzina, moi bliscy mogli jeść to, co daje zdrowie i przywraca siły. Orkisz wyrósł na rodzinnym polu piękny, ale taki inny, że dookoła słychać było śmiech i drwiny. Potem były pierwsze żniwa i związane z nimi kolejne kłopoty, aby otrzymać mąkę orkiszową, aby upiec chleb, wykonać inne wyroby. Przy wprowadzaniu orkiszu na polski rynek pokonywaliśmy przeróżne przeszkody. Było tych przeciwności tak wiele, że gdyby nie moje absolutne - poparte własnym doświadczeniem - przekonanie o jego dobroci, wielokrotnie brakowałoby mi motywacji do ich pokonywania. Motywacją najsilniejszą była wdzięczność – dobro, jakiego doznałam od Boga dzięki Hildegardzie, czułam się zobowiązana nieść dalej, przekazywać innym, dzielić się nim. I tak jest do dziś, codziennie staram się to robić najlepiej, jak umiem. 

Źródło: „Hildegarda” nr 1, 2015
kontakt1.jpg
dr Alfreda Walkowska
Stowarzyszenie Centrum św. Hildegardy w Polsce 

dr Alfreda Walkowska teolog; znawczyni dzieła św. Hildegardy; współpracownik Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu; twórczyni Polskiego Centrum św. Hildegardy z siedzibą w Legnicy; autorka książek i licznych artykułów; wydawca, tłumaczka; inicjatorka i prezes pierwszego polskiego Stowarzyszenia Centrum św. Hildegardy w Polsce.

Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj

Komitet do spraw pożytku publicznego
NIW
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030
PROO