KalendarzRolników.pl
PARTNERZY PORTALU
  • Narodowy Instytut Wolności
  • Partner serwisu Krajowa Rada Izb Rolniczych
  • Partner serwisu Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi w Warszawie
  • Partner serwisu Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego
  • ODR Bratoszewice

WYSZUKIWARKA

Życie z doradztwem

Opublikowano 02.01.2018 r.
Po 42 latach pracy w ODR Minikowo o. Zarzeczewo odchodzi na emeryturę Pan Leszek Piechocki. Zapraszamy na rozmowę jak ocenia swoją przygodę z doradztwem. 

Z Panem Leszkiem Piechockim rozmawiają Anna Budzyńska i Monika Lubińska 

 

A.B.: Jak trafiłeś do pracy w doradztwie?


L.P.: Jak to często w życiu bywa zadecydował o tym przypadek. Był rok 1975, pracowałem na Żuławach w Państwowym Gospodarstwie Rolnym jako zootechnik. Pieniądze były przyzwoite (zarabiałem 3 razy więcej niż wcześniej jako pracownik naukowo-dydaktyczny na byłym ART Olsztyn), dodatkowo mieszkanie służbowe, deputaty, premie i jako środek lokomocji motocykl i... bryczka z narowistym koniem. Ale praca na okrągło. W czasie urlopu odwiedziłem rodzinny Włocławek, przyjaciół, trafiłem też do Wydziału Rolnictwa Urzędu Wojewódzkiego we Włocławku, aby odwiedzić koleżankę ze studiów. I tu zaczęła się moja przygoda z doradztwem. Spotkałem w Wydziale pana Wojciecha Warkockiego, późniejszego wieloletniego dyrektora WOPR-u w Zarzeczewie, który namówił mnie na pracę w Minikowie. Pojechałem więc tam na rozmowę. W efekcie nieżyjący już ówczesny dyrektor Ryszard Kamiński (jaka zbieżność z aktualnym dyrektorem) przedstawił rozsądną propozycję i w niedługim czasie trafiłem do pracy w Rolniczym Rejonowym Zakładzie Doświadczalnym. Zakład po kilku miesiącach zmienił nazwę na Wojewódzki Ośrodek Postępu Rolniczego w Minikowie i prowadził przez pewien czas działalność na terenie nowo powstałych województw: bydgoskiego, pilskiego, toruńskiego i włocławskiego.

M.L.: Na czym polegała Twoja praca?


L.P.: Pracowałem jako inspektor, potem specjalista ds. produkcji zwierzęcej w powiecie włocławskim, w byłym województwie włocławskim. System doradztwa oparty był na sieci gospodarstw wdrożeniowych i przykładowych, w których prowadziłem nowatorskie prace wdrożeniowe (które miały niekiedy charakter badań) z zakresu produkcji zwierzęcej, konserwacji pasz, mechanizacji. Tematy tych prac, do sprawdzenia w warunkach Kujaw, proponowane były przez instytuty naukowe i uczelnie rolnicze, które w tamtych czasach organizowały dla nas cykliczne spotkania. Dodatkowo lustrowałem prace upowszechnieniowe prowadzone przez ówczesną gminną służbę rolną (cześć tych pracowników w roku 1982 przeszła do WOPR-u i pracuje niekiedy do dzisiaj). Prowadziłem też wiele szkoleń, pokazów, konferencji dla rolników, nauczycieli szkół rolniczych i jednostek obsługi rolnictwa. Razem ze mną na terenie powiatu pracował specjalista z zakresu produkcji roślinnej, a z czasem specjalista z zakresu oświaty pozaszkolnej i specjalistka ds. KGW.

M.L.: Ale biura mieliście w Zarzeczewie?


L.P.: Nie, jeszcze nie, biuro mieliśmy „kątem” przy Wojewódzkim Oddziale Stowarzyszenia Techników i Inżynierów Rolnictwa na ulicy Brzeskiej we Włocławku. W roku 1976 szukaliśmy siedziby na filię i samodzielny ośrodek. Zarzeczewo wybraliśmy i przejęliśmy na jesieni. To naprawdę była ruina, pałacyk, rządcówka, budynki gospodarcze, mieszkalne, park czy sad wyglądały kiepsko, droga bita z trylinki kończyła się na wysokości dzisiejszego Domu Opieki Społecznej, ale były też widoki zapierające dech. Oprócz tego byliśmy młodzi, nikt z nas nie miał więcej niż 30 lat i brakowało nam wyobraźni ile potrzeba czasu, żeby to wszystko uporządkować. W efekcie uratowaliśmy ten obiekt, a dzisiaj wszyscy nam tego zazdroszczą. W tamtym czasie zajmowaliśmy się też „załatwianiem” materiałów budowlanych, fachowców, transportu, często sami też musieliśmy coś rozładować, wykopać czy pomalować. Ale ja nie doczekałem ostatecznego efektu tych działań, bo w grudniu pojechałem na roczną praktykę do USA (było porozumienie między Naczelną Organizacją Techniczną a amerykańską organizacją 4-H). Pracowałem na nowoczesnej farmie w stanie Indiana, doiłem amerykańskie holsztyny, robiłem sianokiszonki, CCM, uczestniczyłem w uprawie kukurydzy, pszenicy, soi i lucerny. Nauka ta  bardzo to mi się przydała w dalszej pracy zawodowej. Wróciłem w styczniu 1978 r. już do WOPR-u w Zarzeczewie, który jako samodzielna jednostka działał od 1 lipca 1977 r.

A.B.: Jak wyglądała twoja dalsza kariera?


L.P.: No cóż, nigdy nie należałem do żadnej  partii i w zasadzie nie ukrywałem swoich poglądów, więc oszałamiającej kariery w tamtych czasach nie robiłem. Niemniej, poprzednie moje doświadczenia zawodowe i praktyka w USA procentowały, byłem doceniany, zajmowałem też różne stanowiska, kolejno pracowałem jako specjalista zakładowy do spraw bydła, potem byłem kierownikiem zespołu produkcji zwierzęcej, następnie kierownikiem działu technologii, który był bardzo rozbudowany w tamtych czasach.

A.B.: Ale działałeś też w „Solidarności”?


L.P.: Jak się zaczęły strajki i powstawały pierwsze organizacje zakładowe, uważałem, że przyzwoitość nakazuje  poprzeć ten ruch. Byłem przewodniczącym komitetu założycielskiego i potem przewodniczącym związku w WOPR w Zarzeczewie, do stanu wojennego. Uczestniczyłem w zjazdach woprowskich organizacji w Poświętnem, Kalsku i Krakowie, ten ostatni odbył się w przeddzień wprowadzenia stanu wojennego i na którym notabene zostałem wybrany do władz krajowych. Wypracowaliśmy wiele nowatorskich propozycji, które dopiero można było wdrażać wiele lat później. To były inne czasy, działacze z tamtych lat robili to z wielkiej potrzeby serca. Wiedzieliśmy, że uczestniczymy w czymś wielkim, prawdziwym przełomie. Ale przyszedł stan wojenny i wszystko się skończyło, czas ten dla mnie osobiście też nie był łatwy. Dzisiaj odwaga staniała, kiedyś dostawało się za wszystko rachunki.

A.B.: Ale Polska Ludowa się skończyła i nastąpiły nowe czasy i nowe wyzwania w doradztwie.


L.P.: Owszem. Dla mnie przełomowym wydarzeniem było powołanie mnie przez Wojewodę Włocławskiego 1 stycznia 1992 roku na stanowisko z-cy dyrektora ówczesnego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Zarzeczewie. Na dyrektora Ośrodka powołał wojewoda w tym samym dniu Zygmunta Grudnego (obecnego dyrektora Oddziału), z którym przez wiele lat już wspólnie pracowaliśmy. Dobrze nam się współpracowało, zależało nam na firmie i byliśmy wobec siebie bezwzględnie lojalni, co jest moim zdaniem podstawą zaufania i sukcesów. W tym czasie wiele zmieniało się w Polsce i w doradztwie. Rolnicy mieli inne oczekiwania, inaczej też funkcjonował rynek produktów rolnych i środków do produkcji. Trzeba było wiele rzeczy zmienić, inaczej zorganizować. Musieliśmy też jako firma zarabiać pieniądze, których tylko z subwencji bardzo brakowało na działalność bieżącą. Wydaje mi się, że udało nam się to zrobić i firma funkcjonowała dobrze. Myślę, że w dobrym stanie oddaliśmy Ośrodek, gdy na mocy nowej ustawy połączono w roku 2005 wszystkie jednostki doradcze działające w naszym województwie w jedną firmę Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie.

A.B.: A jak zostałeś redaktorem naczelnym?


L.P.: Sam się w to wrobiłem. Jak zostałem zastępcą dyrektora, wiedziałem, że miesięcznik, którego pierwsze próby wydawania już były, jest bardzo ważnym elementem prowadzonego doradztwa i wymaga wsparcia. Doszedłem do wniosku, że póki co najlepiej będzie jak ja się tym zajmę sam i tak już zostało do dzisiaj. Zresztą, najlepiej sama wiesz jak to się odbywało, bo jesteś w tym „biznesie” od pierwszych numerów, które jeszcze były pisane na maszynie. Szybko uporządkowaliśmy system pozyskiwania materiałów, reklam i dystrybucji miesięcznika. Cały czas doskonaliliśmy sposób redagowania, składania i drukowania. Najpierw był to „Informacyjny Biuletyn Rolniczy AKTUALNOŚCI”, a od 2001 roku „Wieś Kujawsko-Pomorska”, której współwłaścicielem jest Kujawsko-Pomorska Izba Rolnicza. Łącznie ponad 300 numerów.

M.L.: I chyba udało się to zrobić dobrze?


L.P.: Też tak myślę. Utrzymujemy się na rynku przez wiele lat, co nie jest proste. Czytelnicy w kontaktach bezpośrednich ze mną w przeważającej większości chwalili miesięczniki. W przeprowadzonych ankietach, też byliśmy pozytywnie oceniany, za regionalizm, obiektywizm, merytorykę, kontakty z czytelnikami.  Wprowadzaliśmy też w miarę naszych możliwości tematykę proponowaną przez czytelników. Oczywiście mam świadomość, że każdemu nie musi się wszystko podobać, ale uważam, że misją i obowiązkiem redakcji jest też pisanie o sprawach przykrych, które się jednak dzieją.  

M.L.: Prawdopodobnie też żadna redakcja nie zdobyła tylu nagród w konkursach organizowanych dla tego typu wydawnictw?

L.P.: Faktycznie chyba tak jest. W konkursie na najlepsze wydawnictwo odr-ów, który w tym roku obchodzi swoje 25-lecie, zdobyliśmy 20 nagród. Na uroczystej gali, która odbędzie się 6 grudnia w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi, będę odbierał nagrodę za II miejsce (za rok 2016). Również w konkursie organizowanym przez redakcję miesięcznika „AGRO” jesteśmy nagradzani corocznie. Bez względu na to, jak by do tego nie podchodzić, musi to robić wrażenie, gdyż są też redakcje w Polsce, które nigdy nie zdobyły nawet jednej nagrody. Jest to na pewno sukces całej firmy, wszystkich którzy piszą i wspomagają miesięcznik, na pewno całego zespołu redakcyjnego i też Wasz i mój. Mam do tego jednak pewien dystans i zawsze uważałem, że jeszcze stać nas na lepszy produkt.

A.B.: Przepracowałeś ponad 40 lat w jednej firmie, w doradztwie rolniczym, mogłeś inaczej pokierować swoim życiem, zostać naukowcem czy realizować się w produkcji rolniczej... Jak to dzisiaj oceniasz?

L.P.: Trudne pytanie. Niczego nie żałuję, aczkolwiek wiele spraw mogłem poprowadzić inaczej. Ocenianie jednak byłych decyzji z dzisiejszej perspektywy i nowych nabytych doświadczeń, nie ma sensu. Tutaj w Zarzeczewie zawsze czułem się jak u siebie, zresztą też życie zawodowe przeplatało się z moim życiem prywatnym, w którym wszystkie istotne wydarzenia odbyły się w  tym czasie. Problemem na pewno było przenoszenie wielu emocji z pracy do domu, ale zawsze mogłem liczyć na mądrość, tolerancyjność i wsparcie mojej żony Anny. W pracy zawodowej ceniłem sobie to, że trudno było tutaj o rutynę. Nawet jak organizowałem przez dziesięciolecia jako komisarz Dni Otwartych Drzwi w Zarzeczewie czy koordynowałem organizację Olimpiad Wiedzy Rolniczej, nie mówiąc już o redagowaniu miesięczników, to zawsze kolejne zadanie to nowe wyzwanie. I najważniejsze, bez względu na zajmowane stanowisko i realizowane zadanie, czułem się przede wszystkim doradcą. Uważam, że doradztwo może być realizowane w różny sposób i różnymi metodami, ale zawsze jest najważniejsze. To umożliwiło mi, co najbardziej sobie cenię, dobre kontakty z rolnikami. Trudno uwierzyć, ale w wielu rodzinach znałem kilka pokoleń (nawet cztery), rodziny Karmowskich, Grudewiczów, Fryzów, Kruzińskich... mogę tak długo wymieniać, z wieloma się zaprzyjaźniłem, a to jest najważniejsze w życiu. Jednego mi żal, że tak szybko przeleciało moje życie zawodowe, oczywiście były lepsze i gorsze dni, ale nie żałuję żadnych decyzji. Dziękuję tym, którzy przez te lata ze mną współpracowali.

M.L.: Zastanawiam się tylko jak osoba tak aktywna da sobie radę na emeryturze? Nie dopadnie Cię nuda?

L.P.: Można powiedzieć, że miałem okres przejściowy. Na emeryturę przeszedłem w kwietniu ubiegłego roku, potem przez 20 miesięcy pracowałem na pół etatu, więc już miałem czas na adaptację do nowej sytuacji. Mam też wiele zainteresowań i pasji, na które dotychczas nie miałem odpowiedniej ilości czasu. Interesuję się kynologią, filatelistyką, numizmatyką. Pasjonuje mnie wędkarstwo śródlądowe i morskie. Czeka wiele książek do przeczytania i miejsc do odwiedzenia. Byle zdrowie dopisało.

M.L., A.B.: Tego Ci serdecznie życzymy, dziękujemy za rozmowę.


Fot. archiwum redakcji i L. Piechockiego

 

 

kontakt1.jpg
Anna Budzyńska i Monika Lubińska
Kujawsko-Pomorski Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Minikowie

Jeden z 16 Ośrodków Doradztwa Rolniczego w kraju. Podstawowym zadaniem KPODR jest udzielanie wszechstronnej pomocy rolnikom, mieszkańcom obszarów wiejskich oraz przedsiębiorcom związanym z przetwórstwem rolno-spożywczym w celu zwiększania dochodów gospodarstw rolnych oraz poprawy warunków życia na wsi.Główna siedziba znajduje się w Minikowie (pow. Nakielski). Ośrodek posiada oddziały w Zarzeczewie (pow. Włocławski) oraz w Przysieku (pow. Toruński). Posiada własne wydawnictwo,które jest wydawcą miesięcznika Wieś Kujawsko-Pomorska oraz wielu poradników. Organizuje liczne wystawy i targi -m.in Międzynarodowe Targi Rolno-Spożywcze "Agrotech" w Minikowie, które na obszarze 12ha odwiedza corocznie ok. 350 wystawców i około 35 tys. zwiedzających.

 
Zainteresował Cię ten artykuł? Masz pytanie do autora? Napisz do nas tutaj

Komitet do spraw pożytku publicznego
NIW
Sfinansowano ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich na lata 2018-2030
PROO